Zakładam
kurtkę, buty i wychodzę z domu. Kieruję się na wschód, w stronę Radomia. Mijam
kolejne domy, kolejne drzewa i przystanki. Po prawej- pomnik Tadeusza Kościuszki. Cały pomazany i zniszczony. Nikt się nim nie przejmuje, każdy już dawno zapomniał. Teraz służy tylko do wyrażania uczuć przez młodzież. Oczywiście do polskiej policji.
Kolejna
jest aleja 600-lecia, po lewej stronie. Ławki, na których często siedziałam ze
znajomymi, są puste. Chodnikiem nie idzie ani jedna osoba. Wszyscy siedzą w
domach, oglądają telewizję czy sprawdzają instagrama. Przy deptaku znajduje się
siedem potężnych głazów z niewielkimi tabliczkami informacyjnymi. Każdy kamień
to jeden wiek i na każdym zapisane jest ważne wydarzenie z istnienia Zakrzewa w
porównaniu z historią Polski i świata. Czy młodzi ludzie to wiedzą? Czy
zwracają uwagę na otaczające ich dorobki kultury?
Na
końcu alei jest kościół, który otacza niskie ogrodzenie. Dobrze, że jest
niskie. Czasami przechodząc obok widzę jak osoby w moim wieku przeskakują ten
płotek. Rodzice kazali iść do kościoła, to poszli. Powiedzieli, że zostaną na
dworze- po 10 minutach uciekali na papierosa, którego gdzieś podkradli.
Naprzeciwko
kościoła jest dworek. Teraz już własność prywatna. Szkoda. Dawniej mieszkała tu
rodzina właściciela wsi- rodziny Zakrzewskich herbu Lewart. Uwielbiam patrzeć na
ten dom. Otoczony drzewami, duży i niski z pięknymi okiennicami. Czasami
wyobrażam sobie, że tam mieszkam. Jakbym cofnęła się kilkaset lat wstecz.
W 1417 roku właścicielem Zakrzewa był Andrzej, a w 1440 roku Gustachy Dersław i Andrzej. Z biegiem czasu wieś posiadała rodzina
Tynieckich, a później Podlodowskich z której pochodziła Dorota- żona Jana
Kochanowskiego.
Idę dalej, prosto. Po lewo urząd gminy, dalej sklep spożywczy którego
ekspedientki całe dnie spędzają na schodach paląc cienkiego papierosa i
rozmawiając przez telefon. Dalej gminna biblioteka i kolejne cztery sklepy. Za
przystankiem skręcam w prawo. ,,Rynek”. Tutaj jest zegar słoneczny, ławki i
tyle. Zawsze w Boże Narodzenie stoi przepiękna, wielka choinka i jest kiermasz.
Pyszny barszcz, ciepła herbata i wspólne śpiewanie. Podobno. Nigdy nie byłam,
jakoś mnie nie ciągnie.
Niewielka miejscowość ze słabo zachowanym rysem historycznym. Każdy się
zna i wie o sobie wszystko. Nawet jeśli często to nieprawda. Ale lubię tu
mieszkać. Panuje swego rodzaju ciekawy klimat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz